...
osobiste ciemności

Przebudzenie nie jest eleganckie

Wiele się mówi o duchowym, globalnym Przebudzeniu, ale ostatnio zaczęło być ono wreszcie widoczne na masową skalę. Przestało być już wyśmiewanym “dziwactwem” garstki osób, gdyż zaczęło dotyczyć ogromnej części ludzi na Ziemi. A środkiem i narzędziem do tego celu jest między innymi koronawirus.

Koronawirus pojawił się po to, by przyspieszyć bieg zmian i poszerzanie świadomości.

W tej chwili, w sposób niekoniecznie spektakularny, a często także niewidoczny, odbywa się Globalna Totalna Transformacja Wszystkiego.

Ekonomia, edukacja, świadczenie pracy, stosunki społeczne, logistyka, polityka, związki międzyludzkie, zdrowie psychiczne, technologia, ekologia… to tylko kilka obszarów, które ulegają przemianom.

Generalnie – w chwili, gdy to czytasz – przebudowie ulega każda istniejąca struktura.

Dzieje się tak, ponieważ stary system był już od dawna niewydolny i nieaktualny i COŚ musiało się wydarzyć, by sprowokować zmiany. Skutki pandemii nie znikną wraz ze zniknięciem wirusa, lecz będą trwały i pogłębiały toczące się zmiany (oraz silny dyskomfort tych, którzy zdecydują się stawiać opór).

Przebudzenie Ludzkości, które ma obecnie miejsce można przyrównać do Przebudzenia pojedynczej osoby.

Zacznijmy od tego, że Przebudzenie nigdy nie jest eleganckie. Nawet to najłagodniejsze i ewolucyjne (a z takim mamy do czynienia obecnie), jest bolesne, brutalne, surowe i chaotyczne.

To nie jest transformacja rodem z pokrzepiających filmów, w których główny bohater sięga dna i w kilka tygodni – przy dźwięku wzruszającej muzyki – „bierze się w garść”, ogarnia wszelkie życiowe prawdy, przechodzi kilka punktów zwrotnych i… w jego życiu zaczynają się dziać cuda.

Duchowe Przebudzenie, czyli decyzja duszy o rozpoczęciu mozolnego wychodzenia ze stanu globalnej hipnozy, to zgoła inna opowieść.

To opowieść raczej z gatunku tragedia – komediodramat.

Nie ma ślicznego montażu – człowiek, który się Budzi tylko na początku jest zachwycony. Wkracza w krainę baśni – dzwoneczków, wahadełek, kadzidełek i wszystko jest przez chwilę bardzo przyjemne…

Ten moment wkrótce mija, jak rausz po bąbelkach w szampanie.

I zaczyna się zderzanie z prawdą – na swój temat i na temat otaczającej rzeczywistości.

Przestajesz siebie poznawać.

Przestajesz rozpoznawać swoje życie.

Dlatego, że ono ulega dezintegracji.

Jest raczej ciągła, potężna, mozolna, bolesna praca z samym sobą. Ze swoim cieniem, który przybiera miliard postaci. Ze swymi aspektami, które przywykły robić z Tobą, co im się żywnie podoba.

W Przebudzeniu nie możesz opuścić środka historii – czyli tego okresu, gdy następuje bolesna, mozolna transformacja. To zdecydowana większość tej historii.

Nie ma ujęcia przed i po. Jest przejażdżka przez osobiste ciemności, które znajdują się dokładnie pomiędzy i trwają bez końca.

W prawdziwym Przebudzeniu jest ogromnie wiele łez. Są oceany smutku i żalu.

Jest totalne zagubienie.

Całkowite zwątpienie. Szok. Ból. Strach.

Jest mnóstwo strachu. A raczej mierzenia się z nim.

Z tym strachem, który narastał przez wcielenia i tkwi w Tobie teraz warstwa, po warstwie, po warstwie.

A wraz z nim niekończące się poczucie winy. I wstyd.

Który z kolei płynnie przechodzi w nienawiść i pogardę dla siebie.

Odkrywasz w sobie głęboko zakorzenione programy: wierzenia i uwarunkowania. Są one często tak wstrząsające, tak destrukcyjne lub tak ze sobą sprzeczne, że czujesz, jakbyś tracił/a grunt pod nogami.

Jest dokładnie odwrotnie – tak naprawdę właśnie zaczęła się fiesta duszy, ponieważ jej ukochany człowiek wreszcie wychodzi ze stanu zahipnotyzowanego robota. 

Jasna Polska

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Seraphinite AcceleratorOptimized by Seraphinite Accelerator
Turns on site high speed to be attractive for people and search engines.